Ulica robiła się coraz szersza, domy występowały coraz rzadziej, miejski bruk pozostał gdzieś w tyle. Zaczynasz się obawiać, że skręciłeś w nieodpowiednią uliczkę, że zbłądziłeś gdzieś na przedmieściach. Uspokoiłeś się dopiero po następnych kilkunastu krokach, kiedy Twoim oczom ukazał się las tworzący naturalną granicę miasta, a tuż przed nim niewielki dom z cegły. Mimo solidnych murów wyglądał na zaniedbany, być może nawet i opuszczony.
Gdy znalazłeś się bliżej dostrzegłeś pierwsze oznaki życia... Kuchenny parapet okupowały dwa koty. Jeden duży, smukły, czarny jak węgiel o przenikliwym spojrzeniu. Drugi mały, szary, rozespany, leżał wtulony w swego towarzysza.
Dom obrośnięty jakimś rudawo-zielonym bluszczem informował przechodnich, że ma on swoje tajemnice, których nie zamierza nikomu powierzać.
W oddali widać jakiś mniejszy budynek, któy z daleka wygląda jak stajnia/obora/pomieszczenie wypchane sianem i słomą. Dałbyś głowę, że przed chwilą wyleciał s jakiegoś okienka orzeł, czy inny drapiezny ptak. I że w sianie leży wilczyca z młodymi. Lecz napewno Ci się przewidziało...
Trawnik przycięty niedbale i nierówno. Wszędzie jakieś dziko rosnące rośliny nie wymagające pielęgnacji.
Wnętrze domu pozostaje dla wielu tajemnicą.